środa, 9 października 2013

Prezenty, czyli bardzo zaległy post.

W Hiszpanii jestem już od miesiąca. Szybko zleciało. Mam wiele do napisania ale zacznę od najbardziej zaległej rzeczy czyli od prezentów. Stopniowo będę nadganiać z resztą bo mam o czym pisać, może do tego czasu odkryję jak dodać zdjęcia w notce, bo mojemu tabletowi idzie to opornie.
Na prezenty dla 4 osób wydałam około 100zł. HM kupiłam kosmetyki z Ziaji z solą sopocką (żel pod prysznic i masło do ciała), dla najmłodszej M. kupiłam kredki i 'zestaw księżniczki' (swoją drogą bardzo go uwielbiała i jak tam jeszcze mieszkałam to koronę nosiła caly czas), dla chłopca kupiłam smoka oraz dinozaura (opowiedziałam też o Smoku Wawelskim, taki polski akcent). Dla najstarszej kupiłam puzzle z końmi, farby z Torunia oraz pędzle.
Jak widać, prezenty nie były zbytnio związane z Polską, ale dobrze wyszło. Stwierdziłam, że lepiej jeśli kupie coś, co jest powiązane z ich zainteresowaniami. Jeśli dzieci byłyby starsze to pewnie skusiłabym się na coś 'polskiego'.

1 komentarz:

  1. i jak Ci tam w pieknej Hiszpanii? W ostatniej notce pisalas o barierze jezykowej. Jak sie teraz czujesz po tym miesiacu? :)
    Pytam, bo we Wloszech jest identyczna sytuacja. Tutaj malo kto mowi po angielsku, a jesli chce sie cos zalatwic, to NIKT nie udzieli informacji po angielsku. Po co? Jesli ktos do nich przyjezdza, to niech przynajmniej rozumie po wlosku :P Ja bylam uparta i przez pierwszy miesiac probowalam po ang, ale skapitulowalam i teraz grzecznie ucze sie podstaw wloskiego :D

    OdpowiedzUsuń