wtorek, 15 października 2013

Podróż, początek, rematch.

PODRÓŻ
Dla przypomnienia- moja droga z Polski do stolicy Hiszpanii trwała 48 godzin. Szczerze? Myślałam, że będzie znacznie gorzej. W busie poznałam miłych ludzi, podziwiałam widoki (szczególnie zachwycił mnie wschód słońca w Niemczech i okolice Marsylii we Francji). Większość drogi przespałam a choroba lokomocyjna nie dała znaku istetnia.

MADRYT
Ze stacji odebrała mnie hostka, bez dzieci ( 3 dni u ojca więc miałam je poznać dopiero w niedzielę). Po drodze opowiedziała mi kilka rzecz o stolicy i dzieciach. Byłam jeszcze tym wszystkim zachwycona. W Villafranca lubiłam tylko domy i jednokierunkowe uliczki, nic więcej. Zaczynając od tego, że daleko od wszystkiego, hiszpański brzmiał jakby ktoś coś chciał powiedzieć ale miał za dużo makaronu w ustach to w dodatku gorąco jak cholera.
W Madrycie byłam 3 razy- kiedy przyjechałam, raz by chociaż coś w tym mieście zobaczyć oraz kiedy wyjeżdżałam. Stolica mnie nie zachwyciła. Dużo tam bezdomnych.

SHEDULE
Na piśmie wyglądało dobrze.
7:45- obudzić dzieci (trudniejsze niż się mogło wydawać, czasem podniesienie się z łóżka zajmowało im 25 minut a gdzie czas na ubranie się, umycie zębów i zjedzenie śniadania?)
8:45- wychodzimy do szkoły. Dojście powinno zająć 10 minut, oczywiście tyle zajmowało tylko w teorii.
12:30- odebranie najmłodszej ze szkoły i podanie jej lunch'u.
13:30- Nico i Carmen przyjeżdżali na lunch.
14:30- zaprowadzenie ich do szkoły.
16:45- odebranie dzieci i czekanie na Elenę pod szkołą
To tyle oficjalnie. Trzeba do tego dodać sprzątanie zabawek, które były wszędzie, ogarnięcie naczyń po jedzeniu (po Elenie też, rano nigdy po sobie nie sprzątała) i najlepsze- siedzenie z dziećmi nawet kiedy była w domu (czyli od 16:45 do jakiejś 21).

REMATCH
Rozmowę odbyłyśmy w piątek, tydzień po moim przyjeździe. Ja się rozglądałam po profilach rodzin już czwartego dnia. Wiedziałam, że to za dużo. Trójka dzieci? Serio się na to zgodziłam? Pogadałyśmy i wyszło na to, że obie mamy inne oczekiwania. Chciałam przypomnieć, że dzieci, a raczej tylko Carmen, rozumiała coś z angielskiego. Nie jakieś złożone zdania tylko coś w stylu 'umyj zęby', 'pościel łóżko', 'czekaj na mnie'. Pozostała dwójka nic a nic co już samo w sobie było trudne. Wyszło też, że podczas jej wyjazdów byłabym sama z dziećmi przez 2 czy 3 dni raz na 2 tygodnie. Ja nie rozumiem dzieci, dzieci nie rozumieją mnie. Fajnie jest co nie? Hostka oczekwiała również ode mnie, że sama nauczę się hiszpańskiego. Teraz. Natychmiast. Przecież nie rozumiem dzieci i to jest moja wina, bo nie znam hiszpańskiego.
Rozmowa odbyła się w piątek, w niedzielę dowiedziałam się, że w środę muszę opuścić dom. Dostałam 3 dni na znalezienie nowej rodziny..

środa, 9 października 2013

Prezenty, czyli bardzo zaległy post.

W Hiszpanii jestem już od miesiąca. Szybko zleciało. Mam wiele do napisania ale zacznę od najbardziej zaległej rzeczy czyli od prezentów. Stopniowo będę nadganiać z resztą bo mam o czym pisać, może do tego czasu odkryję jak dodać zdjęcia w notce, bo mojemu tabletowi idzie to opornie.
Na prezenty dla 4 osób wydałam około 100zł. HM kupiłam kosmetyki z Ziaji z solą sopocką (żel pod prysznic i masło do ciała), dla najmłodszej M. kupiłam kredki i 'zestaw księżniczki' (swoją drogą bardzo go uwielbiała i jak tam jeszcze mieszkałam to koronę nosiła caly czas), dla chłopca kupiłam smoka oraz dinozaura (opowiedziałam też o Smoku Wawelskim, taki polski akcent). Dla najstarszej kupiłam puzzle z końmi, farby z Torunia oraz pędzle.
Jak widać, prezenty nie były zbytnio związane z Polską, ale dobrze wyszło. Stwierdziłam, że lepiej jeśli kupie coś, co jest powiązane z ich zainteresowaniami. Jeśli dzieci byłyby starsze to pewnie skusiłabym się na coś 'polskiego'.

niedziela, 8 września 2013

Kiedy nie znasz języka..

Nigdy nie jedź do danego kraju jako au pair jeśli nie znasz chociażby podstaw ojczystego języka. Jestem w Hiszpanii od piątku i dostaję szału. Nic kuźwa nie rozumiem przez co mam milion myśli typu 'co ja tu do cholery robię?!'. Na Elenę nie mogę narzekać- jest kochana i się stara, lubię swój pokój i spokojną okolicę. Chyba muszę się oswoić z tym wszystkim. Przydałoby się zacząć uczyć hiszpańskiego- pokazałam książkę Elenie i powiedziała, że jest dobra i ma wiele przydatnych rzeczy. 
Rano postaram się opisać jak wyglądały moje pierwsze dni, może dodam kilka zdjęć o ile pożycze laptopa hostki.


wtorek, 3 września 2013

Pakowanie to najgorsza część podróżowania.

Oto jestem. Dzień przed wyjazdem, 3 dni przed Madrytem. Już spakowana piję piwo i słucham muzyki. Zostało mi jeszcze tylko kupić jedzenie na drogę i spakować kabelki od aparatu i tabletu. Pościągam jeszcze kilka piosenek i to będzie już wszystko. Mój bagaż waży jakieś 28 kg razem z podręcznym (w sumie mogę mieć 35 kg). Spakowałam wszystko co lubię. Spokojnie zmieściłabym jeszcze kurtkę zimową i kilka par butów, mimo to czuję, że wzięłam za dużo rzeczy (na pewno wzięłam za dużo rzeczy ale ten typ tak ma). Ogólnie mam jedną dużą torbę z ciuchami, prezentami i książkami (z racji tego, że w maju planuję wrócić na tydzień by pisać maturę na poziomie rozszerzonym z angielskiego i polskiego oraz podstawę z wos'u zabrałam 6 książek do nauki, mam też 5 książek do czytania oraz 2 książki do hiszpańskiego). Moja druga torba to rolki, Zenit, prezent dla hostki oraz 3 pary butów. Bagaż podręczny to bluzka na zmianę, sweter, Canon, tablet, jedzenie i woda.

Od lewej: podręczny, Skaza, ciuchy, rolki.

Najlepsze lody świata czyli takie tam w pracy.
Dentystka zrobiła wszystko co się dało. Niestety mam jednego zęba do kanałowego a że nie zdążyłabym go już zrobić to mam tlenek. Przeklętą siódemkę wyrwałam. Ogólnie moje zęby od marca stały sie znacznie mocniejsze i mniej odwapnione co mnie bardzo cieszy.
Fryzjer też był. Pożegnałam 6 centymetrów włosów i czuję się dziwnie.
EKUZ dopiero będzie, mama mi go podeśle do Hiszpanii.
Pożegnanie było i to bez łez! Zostałam mile zaskoczona przez dziewczyny z pracy i bez pożegnalnego gofra się nie obyło (coby poszło w cycki). Mam też już załatwioną pracę na sierpień 2014 także miło :D

Następny post już z okolic Madrytu!

wtorek, 27 sierpnia 2013

10 dni przed.

Co? Jakie 10 dni? Ostatnio czas upływa mi bardzo szybko. Wstaję, ogarniam, idę do pracy, później fb/skype, spanie, ogarnianie, praca. Za 10 dni będę w Madrycie. Jeśli mam być szczera to jestem przerażona, ale gdy zaczynam rozmawiać z hostką wszystko przemija a wyjazd staje się łatwy (zbyt łatwy?). Wydaje mi się, że trafiłam idealnie jednak jak będzie na miejscu, już tam? Mam nadzieję, że nic się nie zmieni i że będzie jeszcze lepiej.

Po tym, co mi powiedziała Olga zaczęłam się zastanawiać czy dobrze mieć z hostami przyjacielski kontakt. W końcu jakby nie patrzeć to są oni naszymi pracodawcami. Z drugiej strony to oni będą naszą rodziną przez najbliższe miesiące, dla niektórych rok a czasem nawet dwa lata. Ja się cieszę, że z Eleną mogę porozmawiać o czym chcę i w każdym momencie do niej zadzwonić, nawet z najgłupszym pytaniem świata.


Na totalnym luzie przed video rozmową.

Gdy mam wolną chwilę (a w ostatnim czasie prawie nie mam) staram się robić zdjęcia. Tutaj jestem z W., której robiłam niedawno zdjęcia. 

Takie z nas słodziaki!


czwartek, 22 sierpnia 2013

One way ticket.. :)

Tak jest. Mam już bilet. Jedną nogą jestem w słonecznej Hiszpanii, 30 kilometrów od stolicy. Już czeka na mnie 'życie jak w Madrycie' (niech spróbuje uciec, to pożałuje). Będzie jeszcze piękniej, gdy Olga do mnie dołączy, ale o tym innym razem. Nie wolno przecież zapeszać, tak? Obecnie jestem na etapie poszukiwań jakiegoś niesamowitego książkowego przewodnika po Hiszpanii. Potrzebuję też książek typu awesome jako lektury do poczytania w autokarze i ogólnie do wzięcia ze sobą. Poleca ktoś coś może?


Nadchodzę!


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

'przygotowania'

Otóż tytuł posta jest w cudzysłowie, bo moje przygotowania wyglądają tak, że nawet nie zaczęłam. Wyjeżdżam za 17 dni a nie mam walizki. Nic nie mam. Prezentów też nie mam. Jestem tak bardzo nieogarnięta, że aż żal dupę ściska. Kiedy idę do pracy na 15 i kończę po 21 to mam dzień wyjęty z życia- nie nie potrafię wtedy załatwić. Za to kupiłam sobie "Hiszpański raz a dobrze", mam też pożyczony przewodnik po Hiszpanii, ale szczerze powiedziawszy to za ciekawy on nie jest (forma w jakiej jest napisany jest beznadziejna).

Codziennie piszę z hostką. Uwielbiam ją. Szkoda, że dzieci nie są takie rozmowne- są wręcz niesamowicie nieśmiałe (przy czym bardzo urocze).

Ja i beznadziejny przewodnik pozdrawiamy!

niedziela, 18 sierpnia 2013

Perfect match!

Moja droga do stania się au pair była dość kręta. Pod koniec lipca zdecydowałam, że porzucam swoje plany odnośnie wyjazdu i idę na studia. Czekając na listę z osobami przyjętymi na mój kierunek wciąż miałam konto na apw i pisałam z rodzinkami. Trafiłam na Elenę- rozwódkę z trójką dzieci. Wymieniłyśmy kilka wiadomości a po godzinnej rozmowie na skype wiedziałam, że to właśnie ona. Miałam wow i to nie było małe wow. To było ogromne WOW i szczerze powiedziawszy dalej je mam.

Ogólnie:
Trójka dzieci: 7, 5 i 4 lata (dz, ch, dz).
Wieś- Villafranca del Castillo, Madryt, Hiszpania.
Wynagrodzenie- 300 euro miesięcznie (możemy negocjować).
Miesięczny bilet do Madrytu kupuje mi Elena. Tak samo płaci mi połowę ceny biletu z Polski do Hiszpanii. Mam własny pokój z przeogromną szafą oraz dzielę łazienkę, którą dzielę z dziećmi. Za kurs językowy nie muszę płacić. Mam też swój rower co jest dla mnie świetną informacją. Pracuję około 20- 30 godzin tygodniowo. Weekendy mam wolne a co drugi weekend dzieci w ogóle nie ma w domu ponieważ są u ojca. We wtorki tylko zaprowadzam dzieci do szkoły bo po szkole zabiera je ojciec.

Wylatuję na początku września. Jeszcze tego nie czuję, bo codziennie chodzę do pracy, ale jak tylko będę miała dzień wolnego to lecę po walizkę!


Kilka zdjęć skradzionych z internetu: